Twierdza Osowiec

Twierdza Osowiec

niedziela, 27 września 2015

Mierzeja Wiślana inaczej

Krótka wycieczka nadmorska z atrakcją historyczną? Najlepiej tak, żeby było ładnie, niemęcząco, niedzielnie i leniwie z wyżej wymienioną atrakcją pod nosem? I żeby dzieciaki się wyszalały i starsi mieli zajęcie? Służę uprzejmie!


Przebrno to miejscowość na Mierzei Wiślanej, która w sezonie przyciąga tłumy turystów. Po sezonie oczywiście świeci pustkami. I to jest idealny czas na spacer dawną granicą Wolnego Miasta Gdańska, którą wyznaczały tzw. kamienie wersalskie. Na całej granicy zachowało się ich niewiele, a już szczególnie w tak malowniczym miejscu nie ma chyba żadnego poza tym w Przebrnie. Słup główny położony jest na wysokim morskim brzegu z widokiem na Zatokę Gdańską. W okolicy znajdziecie również kilka mniejszych słupów, które są oznaczone na tej mapce. 






Warto odwiedzić to miejsce, szczególnie kiedy dookoła nie kłębią się parawaniarze i upał odbiera chęć do życia ;) Amatorom bezludnych plaż mogę również polecić okolice Mierzei między Piaskami i Krynicą Morską. Na  plaży nad Zalewem Wiślanym po sezonie można nie spotkać żywej duszy, o tych hałaśliwych już nie wspominając. Idealne miejsce do spacerów, a przy dobrej pogodzie widać na drugim brzegu Frombork i Tolkmicko.




sobota, 26 września 2015

Po co jechać do Jastrowia?

Dzisiejsze marginalia to swego rodzaju post scriptum od posta o Bornem Sulinowie, ponieważ stamtąd niedaleko jest do innej lokalnej atrakcji. Trudno nazwać Jastrowie turystyczną perłą Pojezierza Pomorskiego, no chyba, że jesteście zapalonymi grzybiarzami, co wstają o 4 rano, żeby znaleźć największego borowika w regionie. Prawie niczym specjalnym poza bliskością grzybonośnych, gęstych lasów Jastrowie się nie wyróżnia. Piszę prawie, bo jedyne, co mnie w Jastrowiu ujęło znajduje się na granicy miasta, na drodze do Złotowa. Jeśli jadąc tą trasą w trakcie przekraczania Gwdy spojrzycie na rzekę w prawo, zobaczycie na wpół zawalony most.





Linii kolejowej, która tędy prowadziła nie ma już od dawna, ale most pozostał. Wysadzony w 1945 roku przez wycofujące się oddziały niemieckie wydaje się wisieć niemal na włosku, ale bez obaw, spokojnie można stanąć nad brzegiem Gwdy pod mostem i przyglądać się konstrukcji aż komary nie pogryzą do kości. Kratownicowy most robi trochę nierzeczywiste wrażenie, szczególnie widziany z przyczółków, ale trzeba uważać podczas wdrapywania się na nie. Wysokie buty mogą się przydać:)


piątek, 25 września 2015

Dworczyk warmiński

Jeśli kiedyś znuży Was jazda krajową siódemką między Pasłękiem a Miłomłynem, odwiedźcie małą wioskę leżącą na zachód od tej drogi. W Budwitach znajdziecie przedziwny dworzec czy raczej dworczyk, bo taki jest mały. Ale wcale nie jest niepozorny, choć ukryty między drogą, lasem a gospodarstwem. Drewniane cudo, które kiedyś zbudowano w niedalekich Prakwicach dla cesarza Wilhelma II (upodobał sobie okoliczną zwierzynę jako cel polowań), a po pierwszej wojnie światowej rozebrano i przeniesiono do Budwit, niszczeje z roku na rok. 







Po drugiej wojnie dworczyk nadal pysznił się przy linii Małdyty-Malbork. Tak było do 1999 roku, kiedy linię zamknięto. Od tego czasu obiekt jest własnością prywatną i popada w ruinę. Warto go zobaczyć zanim zupełnie spróchnieje. Nie ma ogrodzenia, więc można podejść bliżej i przyjrzeć się szczegółom zdobień i obejrzeć rozkład. Rozkład jazdy, A.D. 1999 oraz rozkład dworczyka...

poniedziałek, 21 września 2015

Dwa słowa o Bornem Sulinowie

O Bornem Sulinowie napisano już chyba wszystko, dlatego dziś krótko, zwięźle i głównie fotograficznie. Dla wielbicieli opuszczonych miejsc to obowiązkowy punkt na mapie Polski, miejsce, które każdy szanujący się urbex-świr musi odwiedzić. Daleko mi do takich pasjonatów, ale od czasu do czasu lubię poszwędać się po ruinach z aparatem. A kasyno oficerskie w Bornem to ruina z rozmachem









 


Jest inne miejsce w Bornem Sulinowie, które mogę polecić wielbicielom dziwnych miejsc. To cmentarz na którym są pochowani radzieccy żołnierze i ich rodziny, stacjonujący w bazie wojskowej w Bornem. W odpowiednim oświetleniu mógłby on stanowić scenografię do soc-horroru. Szczególnie jeśli popatrzy się na nagrobki dzieci, które tutaj zmarły... na każdej płycie leżą maskotki i lalki...






Byliście w Bornem Sulinowie? Co zrobiło na Was największe wrażenie?


czwartek, 10 września 2015

Secesyjny Lwów

Książek o Lwowie jest chyba tyle, co kamieni w tamtejszym bruku. Ale ta jest wyjątkowa. Przynajmniej dla tych, którzy potykają się na tymże bruku, głowy mając podniesione wysoko i wzrok roziskrzony, bo akurat wypatrzyli piękny secesyjny detal na obramowaniu okna. Secesja we Lwowie Żanny Komar i Julii Bohdanovej (wyd. Wysoki Zamek, 2014) pomoże nam, natchnionym dreptaczom miejskim odnaleźć najlepsze z najlepszych secesyjnych budynków w lwowskim grodzie. Reklamowana jako książka popularnonaukowa jest pięknie wydanym albumem, a po części przewodnikiem. To 244 strony roślinnych ornamentów, fantazyjnych balustrad, półokrągłych okien, kunsztownie kutych bram – emocjonująca wyprawa przez kilka lwowskich dzielnic.


 
Książka prezentuje historię secesji we Lwowie, ewolucję stylu i sylwetki najbardziej znanych architektów. Opisy obiektów to nie hermetyczna literatura dla architektów, gdzie roi się od akroterionów, sklepień żaglastych, stylobatów i maswerków, ale finezyjne fragmenty o wyglądzie i historii budynków zrozumiałe dla średnio zorientowanego w temacie dreptacza miejskiego.

Jeśli miałabym cokolwiek w tej publikacji skrytykować, to byłby to brak nawet schematycznej mapki, na której znalazłyby się opisywane budynki. Bez niej planowanie lwowskiego spaceru szlakiem secesji przypominało planowanie kampanii wojennej – tyle razy trzeba było konfrontować książkę z google.com, google.com z planem miasta i abarot. Ale i tak warto bliżej przyjrzeć się Secesji we Lwowie, nawet jeśli nie wybieracie się tam w najbliższym czasie.

środa, 9 września 2015

Katowicki punkt obowiązkowy

Dziś rzut oka na coś z zupełnie innej beczki. Z Podlasia przenieśmy się na Górny Śląsk, do obchodzących w tym roku hucznie swoje 150-lecie, Katowic. Czeka tam na nas atrakcja, którą słusznie zachwala się ostatnio w mediach. Tak, nowe Muzeum Śląskie rzeczywiście jest tak dobre jak piszą. 

Teren Muzeum Śląskiego
Teren Muzeum Śląskiego
Zlokalizowane niedaleko Spodka, w centrum Katowic z daleka wyróżnia się delikatnie zarysowaną sylwetką, mlecznobiałymi elewacjami, które świetnie komponują się z XIX-wiecznymi budynkami dawnej kopalni. Zagospodarowanie przestrzeni przywodzi na myśl nowoczesną dzielnicę Paryża, La Defense. Wszystkie kształty maksymalnie uproszczone, żadnych ozdobników w stylu donic z turkami, pergoli i innego śmiecia wizualnego. Niemal sterylnie, ale jakże stylowo.

Wnętrza Muzeum Śląskiego
Wnętrza Muzeum Śląskiego
Większość ekspozycji mieści na kondygnacjach podziemnych dokąd prowadzą schody, stanowiące dominantę kompozycyjną całego wnętrza.

Wystawa Światło Historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów.
Wystawa Światło Historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów.
Wystawa Światło Historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów.
Wystawa Światło Historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów.
A niżej? Też prawie Paryż. Wystawa Światło Historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów śmiało mogłaby konkurować z ekspozycjami z europejskich muzeów. Jest bardzo nowoczesna, pełna niespodzianek, a przede wszystkim mocno działająca na wyobraźnię. Koncepcja wystawy jest dopracowana w najmniejszych szczegółach i to widać w każdym pomieszczeniu. A już szczególnie w tym, które prezentuje Śląsk czasów PRL. Można na chwilę stać się odpowiednikiem wścibskiej sąsiadki i zajrzeć w okna sąsiadów. W zminiaturyzowanej wersji bloku z wielkiej płyty ogląda się holograficzne sylwetki ludzi, którzy spędzają wieczór w domu. Są niemal realni. Warto zarezerwować kilka godzin na obejrzenie tej wystawy, nasze półtoragodzinne zwiedzanie przypominało bardziej bieg z eksponatami, ale niestety czas (nomen omen) gonił. 

U góry mieści się kilka ekspozycji, m.in. galeria sztuki polskiej 1800-1945 oraz po roku 1945, wystawa plastyki nieprofesjonalnej i laboratorium przestrzeni teatralnych. Bogate zbiory i przemyślany sposób eksponowania dzieł zapewniają ucztę dla oczu, tym bardziej, że jak w mało którym polskim muzeum zastosowano stonowane oświetlenie, więc nie ma tak denerwujących odblasków światła na obrazach. Ci, którzy byli w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku i oglądali kolekcję dzieł Witkacego, będą wiedzieć co mam na myśli :)

Widoki z parteru Muzeum

Wyżej czeka nas atrakcja innego rodzaju. Bilet wstępu do Muzeum Śląskiego obejmuje wjazd na platformę widokową mieszczącą się na szczycie wieży wyciągowej szybu Warszawa, skąd rozciąga się świetna panorama Katowic. Co do biletu to normalny (obejmujący tylko budynek przy al. Korfantego) kosztuje 24 zł. Drogo? Tak mi się wydawało do momentu, kiedy nie wyszłam z ekspozycji o historii Górnego Śląska. Wtedy zmieniłam zdanie. Jest warta każdej wydanej złotówki :)

Z wieży widokowej można podziwiać m.in. NOSPR...
...oraz kontrolować stan prac przy rewitalizacji innych budynków Muzeum



wtorek, 8 września 2015

Trzebiatów – miasto na jedno popołudnie

Jeśli Paczków bywa nazywany polskim Carcassonne, to Trzebiatów mógłby być Carcassonne zachodniopomorskim, a to za sprawą średniowiecznych murów miejskich. Fakt, zachodniopomorskie Carcassonne brzmi trochę kpiarsko – jak powiatowy Casanova. Ale nie ma w moich słowach nic dla Trzebiatowa obraźliwego. Lubię takie miasteczka, nadszarpnięte zepsutym zębem czasu, takie do których wpada się na jedno popołudnie będąc przejazdem w trasie i wyjeżdża się oszołomionym, że toto jeszcze stoi. A to dziś tutaj opisywane stoi już całkiem długo, od XI wieku, więc warto temu staruszkowi poświęcić chwilę uwagi. 

Trzebiatów powoli odsłania swe uroki
Rynek
Jestem entuzjastką Trzebiatowa. Może w mniejszym stopniu Rynku, który trochę pstrokacieje ratuszem. Ale im dalej od niego, tym ciekawiej. Gotycki kościół, którego wieża dominuje w miejskiej panoramie, boczne uliczki (szczególnie te bliżej Regi) i mury miejskie pokrywa patyna lat. Waląca się kamienica, dziwaczne dobudówki, łąka po której hasają psy w środku miasteczka – w dużym mieście nazwano by to kwartałem wstydu. A tutaj jakoś to nie razi, raczej daje asumpt do rozmyślań o wojennych losach tych terenów.

Trzebiatowski Rynek
Kwartał wstydu czy urocza łączka?
Jedna z uliczek przy murach miejskich
Okazałe kamienice, których w Trzebiatowie jest dość sporo, noszą ślady przeszłości – napisy nie tylko z czasów PRL, ale i niemieckie przebijają się spod wciąż warstw łuszczącej się farby.

Kamienice przy Rynku
Inny świat nieopodal Rynku
Dziesiątki warstw farby, a pod nimi...
...kolejne ślady przeszłości
Jedną z kamienic, którą Trzebiatów się szczyci, zdobi sgrafitto przedstawiające słonia. Ponoć zostało wykonane w 1635 roku, choć jak się patrzy na pozostałe elewacje kamienicy to trudno w to uwierzyć;)

Chluba Trzebiatowa, sgrafitto ze słoniem
Idziemy wzdłuż średniowiecznych miejskich murów, mijając kwartały wstydu – przepraszam – urocze łączki, skręcamy w ul. Mostową i wreszcie jest. Mój osobisty przebój Trzebiatowa. Kamienny secesyjny most z 1905 roku. Zabytek zdobią rzeźby ryb oraz stylowe poręcze... aż dziwne, że zachowały się do dzisiaj. Przypomina mi paryskie mosty. Choć pod nim nie przepływa Sekwana, a Rega i na samą myśl o zestawieniu tutejszego muzeum z Luwrem chichoczę, to tutaj i tak jest uroczo. 
Gdzie nowe łączy się ze starym
Malownicze widoki z mostu na Młynówce
Secesyjny most na Redze
Oryginalne barierki
Złota rybka trzebiatowska?
I dwie następne
Jeszcze kilka trzebiatowskich miejsc zostało nam do odkrycia, więc na pewno wrócimy do zachodniopomorskiego Carcassone :)